Savannah – nie całe Południe „Przeminęło z Wiatrem”

0
78
4/5 - (1 vote)

Gdyby ktoś mnie kiedyś spytał, w jakim amerykańskim mieście chciałabym żyć, to powiedziałabym, że w Savannah. Jest to niezaprzeczalnie najpiękniejsze miasto w Stanach jakie do tej pory widziałam. Spacer po starym mieście przenosi w czasie i pozwala poczuć się jak bohater „Przeminęło z wiatrem”. Miasto to istna perełka Południa, oaza spokoju, zieleni i XVIII wiecznej architektury ukryta w samym centrum wielkiego portowego obszaru przemysłowego.

Stare południe

XVIII wiek na południu Stanów to z jednej strony niechlubne czasy niewolnictwa, a z drugiej rozkwit południa i pięknej architektury. Mimo, że miasto spłonęło dwukrotnie, przeszło trzęsienie ziemi oraz zostało częściowo zniszczone podczas Wojny Secesyjnej, zostało odrestaurowane i prezentuje się znakomicie. Swoim charakterem przypomina trochę Nowy Orlean, ale jest zdecydowanie bardziej zadbane, czyste i przede wszystkim bardzo zielone. Niespotykana jest też budowa historycznego centrum. Znajdują się tu bowiem aż 22 skwerki, niewielkie ostoje zieleni otoczone rezydencjami. Zbudowane zostały w pierwszej połowie XVII wieku i wraz z otaczającymi je budynkami tworzą tzw. „oddziały”. Na każdym z nich oprócz kwiatów, drzew i ławeczek znajduje się pomnik ku pamięci ważnych dla Savannah i okolic postaci.

Miasto drzew

Savannah nie bez powodu nazywana jest miastem drzew. Każda uliczka to eksplozja zieleni, a korony wszechobecnych dębów łączą się, tworząc nad ulicami zielone tunele, dając przyjemny cień. Całości dopełniają kwitnące teraz kwiaty oraz szeregi niewielkich, kwitnących na różowo drzewek. Miasto przypomina wielki, niekończący się park.

River street

Zwiedzanie zaczęliśmy od River Street, promenady rozciągającej się nad rzeką Savannah. Warta do zobaczenia szczególnie wieczorem, znajdują się tu dwie sceny z muzyka na żywo, a koncerty grane są każdego wieczoru. Można tu też kupić hot doga z food tracka i zaopatrzyć się w pamiątkę z Savannah. Miasto posiada duży port przemysłowy, po rzece pływają wielkie kontenerowce, które widziałam pierwszy raz z tak bliska. Przy promenadzie znajduje się znicz olimpijski upamiętniający Igrzyska w 1996 roku, bowiem w Savannah odbywały się dyscypliny żeglarskie. Ciekawa historia kryje się za pomnikiem dziewczynki z psem machającej chustką w stronę nabrzeża. Według legendy, przez 44 lata dziewczynka ta, a późnej kobieta machała białą chustką (a w nocy lampionem) na powitanie każdemu statkowi przybijającemu do portu, nie pomijając przez ten czas ani jednego! Historia o wzruszających powitaniach Florence Martus, bo tak się nazywała, obiegły cały świat, a po jej śmierci mieszkańcy wyspy Elba, na której wszystko się działo dumnie kontynuowali tę tradycję.

Slalom wokół skwerków

Savannah posiada największy w kraju dystrykt historyczny o liczący ponad 2000 budynków z XVIII i XIX posiadających status zabytków, co dla Amerykanina oznacza niemal antyk. Pierwsza część położona bliżej nabrzeża nie urzeka tak bardzo swoim urokiem. Warto tu jednak wejść ze względu na restauracje i muzea. Podświetlane szyldy zapraszają do kin, gdzie można obejrzeć stare filmy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kina zachowały charakter z ubiegłego stulecia, stanowiąc dzięki temu również muzeum. Białe święcące szyldy i okrągłe budki z biletami pozwalają przenieść się na chwilę do lat 70tych.

Kilka uliczek dalej przenosimy się o kolejne 150-200 lat wstecz, krążąc wokół pięknych wiktoriańskich rezydencji. Wspaniałe budynki skąpane w cieniu otaczającej je zewsząd roślinności i bluszczu z charakterystycznymi dla południowego budownictwa kolumnadami i balkonami to prawdziwa esencja miasta i główny powód dla którego warto je odwiedzić. Znajduje się tu również kilka wartych uwagi kościołów, m.in. Katedra św. Jana Chrzciciela, zabytkowy Kościół Baptystów i Synagoga. Samochodów jest tutaj stosunkowo niewiele, za to dużo jest konnych bryczek i załadownych po brzegi turystami stylizowanych busików, które obwożą ciekawych po najładniejszych obszarach miasta. Prawdziwa oaza spokoju w centrum dużego miasta.

Hollywoodzkie inspiracje

Wśród 22 wspomnianych już skwerków, jeden z nich cieszy się szczególnym zainteresowaniem turystów i fotografów. Chippewa Sqare posłużył za tło do opowieści Foresta Gumpa, który siedząc na ławeczce streszcza losowym słuchaczom historię swojego życia. Chippewa Sqare został dostosowany na potrzeby filmu – słynna ławeczka w rzeczywistości nie istnieje, bo nie ma też żadnego przystanku autobusowego, na którym można by było czekać. Zmieniono również kierunek ruchu – ulica wokół skwerku jest bowiem jednokierunkowa, a kierunek ruchu jest odwrotny od tego, jaki widzimy na klatkach z filmu. Ot, taka ciekawostka dla fanów Forresta.

Przeczytaj również:  Szkoła BRIGHTON

Obiad zjedliśmy w brytyjskim Pubie „6 Pence”, w którym to Julia Roberts nakryła na zdradzie swojego męża w filmie „Miłosna rozgrywka” (Something to talk about). Film podobno średni, ale obejrzymy choćby po to, żeby przybić sobie piątkę i powiedzieć „tu byliśmy!”.

Busem, promem, rowerem

Możliwości na zwiedzanie jest wiele – miasto przyjazne jest zarówno dla pieszych jak i rowerzystów. My jednak po raz pierwszy w naszej amerykańskiej podróżniczej przyrodzie zdecydowaliśmy się na wycieczkę busem hop off – hop on. Początkowo odstraszał nas trochę koszt (40$/osoba), jednak nasze obawy wyparowywały wraz z roztapiającą nas temperaturą, która tego dnia wynosiła 35 stopni. Nie tylko nas skusiła perspektywa cienia i bryzy jaką dawała przejażdżka busem. Tego dnia po mieście jeździło kilkadziesiąt takich pojazdów, wszystkie wypełnione po brzegi spragnionymi chłodu turystami. Tym, którzy nie słyszeli jak działa bus hop on – off, tłumaczymy. Kupujemy bilet ważny cały dzień, który uprawnia nas do dowolnego wskakiwania i wyskakiwania z busa na wybranej przez nas stacji (trasa w Savannah obejmuje ich 16). Zrobienie całej pętli bez wysiadania zajmuje około 90 min. Jeżeli ktoś z Was wybiera się do Savannah i będzie korzystać z tej usługi, w miarę możliwości wskoczcie do busa gdzie przewodnikiem jest niejaki Ruben. Facet wkłada całe serce w swoje opowieści o Savannie, ma też przygotowane podkłady muzyczne dopasowane do każdej mijanej atrakcji, w tym fragmenty z Forresta Gumpa i z Miłosnej Rozgrywki z Julią Roberts. Wybierając przejażdżkę z nim, wycieczka staje się warta swojej ceny. Wszystkim tym, którzy chcą zwiedzić miasto o własnych siłach, polecamy zaopatrzyć się w mapkę, którą dystrybuuje przewoźnik. Jest na niech zaznaczona trasa jaką pokonuje pojazd, więc podążanie tą trasą gwarantuje zobaczenie wszystkich wartych uwagi miejsc.

Dobrą opcją wydaje się też zwiedzanie rowerem z związku z niewielkim natężeniem ruchu. Można też zafundować sobie wycieczkę promem, by ujrzeć Savannah z innej perspektywy. My skorzystaliśmy z opcji darmowego tramwaju wodnego który odpływa co kilkanaście minut z River Street. Tramwaj oferuje kilka tras. Wsiedliśmy na losowy statek nie patrząc wcześniej na mapkę rozkładu i wylądowaliśmy po drugiej stronie rzeki, a na River Street wróciliśmy kilka minut później tym samym statkiem.

Co jeszcze?

Zwiedzając Savannah zahaczyliśmy dodatkowo o Forsyth Park oraz Colonial Park Cementery. Nie są to może miejsca „must see”, ale nie sposób je pominąć zwiedzając resztę historycznego centrum.

Śniadanie mistrzów

Naszym standardowym śniadaniowym przystankiem w podróży jest przeważnie Starbucks. Z hotelowych śniadań zrezygnowaliśmy już dawno. O ile nie szczędzimy sobie przysmaków amerykańskiej kuchni w postaci żeberek i steków, śniadania nadal uważamy za fatalne. Od jakiegoś czasu czaimy się jednak na zjedzenie czegoś smacznego w dobrej restauracji serwującej śniadania. Posiłkując się Trip Advisorem znaleźliśmy mają francuską kawarnię „Cafe M”. Wszystko co zamówiliśmy – od bagietki, przez kawę po croissanta było przepyszne, a cena taka jak za kanapkę i kawę w Starbucks. Lokalizacja kawiarni przy River Street, gdzie oprócz kawy można rozkoszować się pięknem Savanny, uczyniła ten posiłek najlepszym śniadaniem ever!

Jeżeli szukacie więc podróżniczych inspiracji na Wschodnim Wybrzeżu, Savannah musi znaleźć się na waszej liście.