Amerykańska służba zdrowia to temat, o którym mówiono i pisano już wiele. Chociażby niedawno w artykule TVN24.pl, w którym mowa o rachunku jaki otrzymała pewna Amerykanka za operację serca jej syna na 231 000 $. (https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/udostepnila-rachunek-za-operacje-syna,751926.html). Huczy również o Trumpie, który odniósł niedawno zwycięstwo po trwającej 7 lat walce republikanów o zniesienie obecnego systemu zdrowia zwanego potocznie Obamacare i zastąpienie go Trumpcare (jakże oryginalnie). Płynę więc z prądem i dodam coś z naszej emigranckiej perspektywy.
Amerykanie kochają swój kraj. I nie chodzi tutaj bynajmniej o przesłanki patriotyczne. Zwyczajnie, uważają Stany za najlepsze, najwygodniejsze miejsce do życia, mimo że swoich przekonań nie opierają na żadnych solidnych fundamentach czy wiedzy o tym jak żyje się gdzie indziej, bo takowej nie posiadają. Trudno się jednak nie zgodzić – Ameryka w istocie jest jednym z najlepszych miejsc do życia. Jedna tylko rzecz spędza sen z powiek i sprawia, że amerykański obywatel zaczyna drżeć o swój los.