Muzea jak i Kapitol zamykane są dość wcześnie bo o 17.30. Co zatem robić wieczorem? Należy przygotować się na jeszcze więcej chodzenia i zobaczyć to, co obejrzenia na zewnątrz. Przede wszystkim Kapitol, który prezentuje się zjawiskowo. Dalej, kierując się w kierunku monumentu Waszyngtona można oczywiście zobaczyć sam monument, ale wystarczy zboczyć na moment z głównej ścieżki, by podejść pod Biały Dom. Otoczony przez wysoki płot budynek strzeżony przez specjalnych agentów Secret Service otacza gromada turystów. Do czasu zamachów 11-go września Biały Dom udostępniony był do zwiedzania dla wszystkich, wystarczyło tylko odstać swoje w kolejce. Kilka lat po tych wydarzeniach wznowiono tę możliwość, ale nie dla wszystkich. Osoby nie posiadające obywatelstwa mogą wejść do domu tylko za zgodą ambasady oraz w towarzystwie jej przedstawiciela. Musieliśmy więc obejść się smakiem.
Nie od dzisiaj wiadomo, że Amerykanie niemal czcią otaczają żołnierzy, nieważne czy weteranów czy tych na czynnej służbie. Podczas roku kalendarzowego aż trzy dni poświęcone są pamięci poległych żołnierzy, za co Ameryce dziękujemy i korzystamy z każdego wolnego dnia żeby zwiedzać to i owo. Nic więc dziwnego, że kierując się dalej w kierunku olbrzymiego pomnika Lincolna mijamy po drodze 3 memoriały poświęcone trzem wojennym wydarzeniom: II WŚ, wojnie w Wietnamie i wojnie w Korei. Wybudowany stosunkowo niedawno, bo w 2004 roku, World War II Memorial to okazała fontanna otoczona 56 filarami, na których wyryto nazwy wszystkich stanów Ameryki w hołdzie wszystkim poległym, zarówno żołnierzom jak cywilom. Co jest napisane na pozostałych kilku, nie udało mi się wyczytać.
Po lewej i prawej stronie pomnika Lincolna znajdują się kolejne dwa: Korean i Wietnam War Memorial. Mają one trochę inny charakter – na marmurowych ścianach wyryto nazwiska wszystkich poległych podczas zmagań żołnierzy, a odwiedzający pozostawiają wieńce, znicze i pamiątki po zmarłych.
Doczłapaliśmy się w końcu na szczyt schodów prowadzących pod pomnik skąd rozpościera się widok na niemal całe błonia National Mall. Kilka fotek i nie bez bólu ruszyliśmy w pięciokilometrową trasę do samochodu. Mogliśmy zobaczyć oczywiście o wiele więcej, np. Pomnik Roosvelta lub bibliotekę Kongresu, ale zwyczajnie zabrakło nam sił.