Lees Ferry River Trail

0
212
5/5 - (1 vote)

Będąc w okolicach miasteczka Page w północnej Arizonie, przy okazji, powiedzmy, wizyty w Antelope Canyon (zobacz „Krótkie sprawozdanie z wycieczki do Antelope Canyon”) warto również uwzględnić wypad w okolicę starej przeprawy promowej „Lees Ferry” i udać się na kilkukilometrowy spacer brzegiem rzeki Colorado. Wyruszając z Page do pokonania mamy około 70 kilometrów stanową drogą 89, najpierw jadąc na południe a potem, w wiosce Bitter Springs, zmieniając kierunek o 180 stopni, na północ aż do mostu Navajo Bridge, zakładam, nazwanego tak od imienia szczepu indiańskiego zamieszkującego te tereny. Konieczność tego karkołomnego manewru wynika bezpośrednio z faktu iż jest to jedyne miejsce, pomijając most przy Glen Canyon Dam, na odcinku prawie 1000-a kilometrów w którym można przekroczyć kanion bez wysiadania z samochodu, rozkręcania go na drobne kawałki i przenoszenia pod pachą na drugą stronę z uwględnieniem pewnej dodatkowej niewygody w postaci rwącej kipieli wodnej zwanej Colorado River na jego dnie. Dodać należy iż w tym miejscu szerokość rzeki waha się w granicach 53-210 metrów. Pierwszy most przerzucono przez kanion w 1929 roku kończąc tym samym działalność promu (ang. ferry) i rozpoczynając erę szybkiej i bezstresowej komunikacji pomiędzy stanami Arizona i Utah. W 1990, ze względu na intensyfikację ruchu kołowego, zdecydowano się na budowę nowego, szerszego i o większej nośności mostu którego budowę ukończono w 1995 roku. Starego i wysłużonego mostu nie rozebrano, okrzyknięto go mianem „Historic Civil Engineering Landmark” i zamieniono na swoisty taras widokowy. Stanowi on też doskonałe miejsce dla ludzi żądnych ekstremalnych wrażeń którzy skaczą z niego głową w dół po uprzednim sprzeżeniu się ze stalowym przęsłem mostu za pomocą elastycznej długiej liny zwanej bungy lub bungee.

Od mostu jest jeszcze około 8 kilometrów do Lees Ferry a raczej do tego co po niej pozostało. W 1864 roku Jacob Hambin, pionier którego zadaniem było ułatwienie ekspansji i osadnictwa białego człowieka na nowym kontynencie podjął się zadania budowy pierwszej drewnianej tratwy umożliwiającej przeprawę przez rzekę. Dziewięć lat później, w 1873 roku rolę tą przejoł John Doyle Lee, stąd nazwa Lees Ferry, budując drewniany prom z prawdziwego zdarzenia i ustanawiając tu miejsce oficjalnej przeprawy promowej. John był mormonem i posiadał 19 żon, nie wspominając o sześdziesięciu siedmiu potomkach więc potrzebował znacznej przestrzeni życiowej. To skłoniło go do budowy szeregu budynków mieszkalnych, zagród dla zwierząt a nawet fortu na wypadek ataku ze strony indian plemienia Navajo.

Przeczytaj również:  Grillowanie po amerykańsku

John Lee nie był jedyną osobą która w tej okolicy próbowała swoich sił jako businessman. Charles Spencer miał pomysł przemysłowej ekstrakcji złota ze skał kanionu. Do tego celu służyć miały specjalne mechaniczne kruszarki napędzane maszyną parową z sitami do rozdzielania bezużytecznego kamienia od drogocennego kruszcu. Węgiel potrzebny do zmiany stanu skupienia wody z cieczy w parę i napędu owej maszynerii transportowany był z oddalonej o 40 kilometrów w górę rzeki kopalni przy pomocy statku parowego. Metoda ta okazała się jednak wielce nieefektywna gdyż praktycznie cały ładunek węgla który ów statke był w stanie zabrać na pokład był zużywany do napędu jednostki. Z drugiej strony złoto zawarte w skale które miało przynieść fortunę jego odkrywcy okazało się zbyt miałkie co uniemożliwiało jego mechaniczną ekstrakcję. Ostatnim elementem który zdecydował o likwidacji przedsiębiorstwa było zatonięcie wyżej wspomnianego parowca niedaleko od przeprawy promowej Johna Lee.

W latach 50-tych 20-ego wieku miejsce zaludniło się ponownie, tym razem jako wynik ogromnego wzrostu popytu na uran a co za tym idzie dramatycznego skoku jego ceny. Niestety ruda tego pierwiastka w tym rejonie okazała się bardzo niskie jakości co zahamowało jej wydobycie.

Dziś, spacerując przy brzegu rzeki Colorado, natykamy się na ślady działalności człowieka, zardzewiałe kotły, porzucona maszyna parowa, ruiny budynków, kawałki stalowych lin, jakieś niezidentyfikowane metalowe elementy wystające z ziemi. Obraz surrealistyczny, pejzaż żłobiony wytrwale przez nature na przestrzeni milionów lat i wkomponwane w to elementy cywilizacji człowieka który wdarł sie tu tylko na chwilę, ingerował w otoczenie a kiedy przestało sie to opłacać czmychnął pozostawiając wszystko za sobą.