Na deser zostawiliśmy sobie Muzeum Szpiegostwa, choć ta przyjemność kosztowała nas około 20$ za osobę, ale było to jedyne miejsce gdzie opłaciliśmy wstęp. Muzeum ciekawe i duże, nie mieliśmy jednak szansy na zbyt wnikliwe odwiedziny, gdyż do środka wpadliśmy na godzinę przed zamknięciem. W muzeum przedstawione zostały głównie gadżety i techniki szpiegowskie stosowane w ubiegłym stuleciu. Z drugiej strony, nie można oczekiwać, by tajne służby zdradzały najnowsze stosowane przez nich tajniki i technologie. Muzeum bardzo interaktywne, co krok czekała na nas jakaś zagadka do rozwikłania. Radziliśmy sobie raczej marnie, więc z mojej listy pomysłów na życie szpiega mogę śmiało wykreślać. Muzeum spodoba się bez wątpienia fanom Jamesa Bonda, spora część wystawy poświęcona jest jego osobie – filmom, dziewczynom i samochodom.
Początkowo mieliśmy w planach zwiedzenie Newseum czyli muzeum news’ów ale z racji kolejnych kosztów jakie musielibyśmy tam ponieść (wstęp był również biletowany), priorytety padły na coś innego.
Podsumowując nasze muzealne zmagania nasuwa się jeden wniosek – mniej, a dłużej. Muzea są bardzo duże i żeby naprawdę je zwiedzić i dowiedzieć się czegoś ciekawego, nie należy odwiedzać więcej niż dwóch w ciągu jednego dnia. My, którzy jak zwykle chcieliśmy zobaczyć wszystko, każdą niemal wystawę potraktowaliśmy po macoszemu, by zaraz pędzić dalej do kolejnej zaplanowanej atrakcji.