Outer Banks – magiczne Wschodnie Wybrzeże

0
78
4/5 - (1 vote)

Na Outer Banks wybraliśmy się w październiku zeszłego roku. Była to nasza pierwsza wspólna wycieczka i zarazem moja pierwsza wizyta w Stanach. Jako że M., mieszkający całe życie we Wrocławiu, spragniony jest widoków wielkiej wody, nie była to nasza pierwsza i ostatnia wyprawa. Outer Banks to ciągnący się 320 km pas półwyspów i wysp oddzielających ląd od otwartego oceanu. Cel podróży wielu mieszkańców Karoliny Północnej (i nie tylko) ze względu na szerokie piaszczyste plaże i piękny dziki krajobraz.

Jako że M. cały urlop wykorzystuje na loty do Polski, nasze wycieczki najczęściej mają charakter weekendowy. Staramy się żeby nasze wyprawy utrzymane było w klimacie aktywno-dydaktyczno-wypoczynkowym tak więc i tym razem nie mogło zabraknąć wszystkich tych elementów. Pierwszym punktem wyprawy stał się Narodowy Memoriał Braci Wright. To właśnie na Outer Banks, 17 grudnia 1903 samolot Orville’a i Wilbur’a Wright’ów wykonał serię lotów, które zapoczątkowały długą i niesamowitą historię lotnictwa.

Pola znajdujące się na wyspach niedaleko brzegu były idealnym miejscem na pierwsze próby wzbicia się w powietrze. Silne wiatry z nad oceanu miały w miarę równą prędkość, a duże otwarte przestrzenie były bezpieczne do testowania samolotów.

Głównym elementem na terenie muzeum jest wielki pomnik, przypominający ten znajdujący na Westerplatte, wzniesiony ku pamięci braci Wright.

Będąc na terenie muzeum ruszyliśmy śladami trasy, jaką przebył samolot Fly 1 wykonujący swój dziewiczy lot. Trasa ta została oznaczona małymi pomnikami ustawionymi w miejscach, gdzie Fly 1 unosił się i podchodził do lądowania.

W obszarze znajduje się również pomnik – replika samolotu (oryginał znajduje się w Waszyngtonie, w National Air&Space Muzeum).

W budynku głównym można dowiedzieć się więcej o światowej historii lotnictwa dzięki przygotowanej tam wystawie.

Na terenie Outer Banks znajduje się Jockey’s Ridge State Park który swoim charakterem przypomina ruchome wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Spędziliśmy tutaj około godziny spacerując po piasku i ciesząc się widokiem oceanu oraz charakterystycznej dla piaszczystych terenów trawiastej roślinności.

Przeczytaj również:  Black Hills w Południowej Dakocie

Ameryka jest ostoją nielicznie występujących już mustangów. Wiedząc że możemy je spotkać między innymi tutaj, wykupiliśmy wycieczkę do rezerwatu, gdzie można je obserwować w ich naturalnym środowisku. Okazało się, że dzikie mustangi są dzikie tylko z nazwy, gdyż te napotkane w rezerwacie oswoiły się już z obecnością człowieka i hasały sobie nieskrępowanie między otaczającymi je domami, szukając smakowitych kąsków pozostawionych przez ludzi. Mimo wszystko wycieczka spełniła nasze oczekiwania ponieważ sam rezerwat to piękna szeroka plaża, trawiaste pagórki i wpisujące się w krajobraz malownicze drewniane domy. Do rezerwatu dostaliśmy się czymś w rodzaju terenówki używanej podczas safari, a część drogi prowadziła przez plażę gdzie kierowca starał się dostarczyć nam wrażeń gazując ile koni pod maską.

Pozostałości i rosnącym tu setki lat temu lesie cyprysowym

Pogody na plażowanie niestety nie było, co nie znaczy że nie skorzystaliśmy z możliwości spacerów lub wylegiwania się wieczorem z piwem a rano z kawą gdyż nasz hotel znajdował się zaraz przy plaży.

Podczas tych dwóch dni udało nam się zobaczyć jedynie niewielki fragment 300 kilometrowego półwyspu, jest jednak plan żeby to nadrobić. Naszym celem będzie zapewne latarnia Cape Hatteras, symbol Karoliny Północnej ?