Tak to już jest w Stanach, że w restauracjach jada się często, bo taka tu już panuje kultura. Co za tym idzie, restauracje wykształciły pewne standardy, różniące się od tych, jakie mamy w Polsce. Oto 10 rzeczy, które podobają mi się w amerykańskich restauracjach!
Ilość i różnorodność
O tym ile ludzi mieszka w Elkin pisałam już wiele razy. 4000 głodne istoty mogą poskromić swoje apetyty w… 25 restauracjach! – w tym 10 typu fast food. Wybór jest duży – są amerykańskie Steak House’y, restauracje włoskie, meksykańskie, japońskie, tajskie i nie tylko. Nietrudno znaleźć więc coś dla siebie.
Ceny
Jedzenie w Stanach, szczególnie to zdrowe, jest bardzo drogie. Coraz mniej dziwie się pladze otyłości w Stanach, skoro butelka Coli jest tutaj tańsza od wody mieralnej. Dobrą wiadomością w całej tej drożyźnie jest to, że koszt przygotowania posiłku w domu i zjedzenia podobego na mieście jest porównywalny. Szczególnie jeśli chodzi o lunch. Większość restauracji oferuje w porze lunchu (między 12.00 a 14.00) tzw. „lunch menu”. Od standardowego menu różni się przeważnie tym, że zawiera trochę mniej pozycji, a posiłki są mniejsze (ale nadal wystarczające). Cena za lunch wynosi między 6$ a 10$ i za tą cenę można zjeść coś naprawdę przyzwoitego i nie z głębokiego tłuszczu. Amerykanie gotują więc bardzo mało, albo w ogóle.
Odprowadzanie do stolika
Nieważne czy jest to restauracja z górnej półki czy podrzędny bar. W amerykańskich restauracjach zostaniesz odprowadzony przez hosta do stolika. W Polsce tego typu zwyczaje praktykowane są przeważnie w bardziej eleganckich restauracjach, ale tutaj nie są niczym wyjątkowym. Pomagają raczej w organizacji pracy, równomiernym „rozłożeniu” klientów na obszarze restauracji, by równo rozdzielić pracę kelnerek i upewnić się, że dwójka gości nie zajmie stolika przeznaczonego dla większej ilości osób. System sprawdza się szczególnie w dużych, często zatłoczonych miejscach. Klienci nie błądzą wtedy po rstauracji, czając się jak sępy na zwolnienie stolika. Nikt nie skarży się też na nieposprzątany po poprzednich gościach stolik, bo host nie zaprowadzi do stolika jeżeli nie jest pewny, że jest on przygotowany. Pomijając praktyczny aspekt tego zjawiska, jest to przede wszystkim miłe, klient może się bowiem poczuć wyjatkowo zaraz po przekroczeniu progu restauracji.
Wielka dolewka
Wielka dolewka nie tylko w KFC. Pomijając alkohol i soki, cała reszta napojów podawana jest bez ograniczeń do posiłku. Do wyboru jest przeważnie napój gazowany, lemioniada, kawa, herbata i woda. Wydawać by się mogło, że dbanie o pełną szklankę jest priortytetowym obowiązkiem kelnerów – nie zdążysz upić nawet 1/4, a Twója szklanka będzie na powrót pełna. Warto też dodać, że woda do posiłku jest darmowa. Co prawda jest to zwykła kranówa, ale woda to woda. No i koniecznie z lodem!
Małe co nieco przed daniem głównym
Powszechna praktyką jest tutaj podawanie darmowych przekąsek przed posiłkiem. Podawane niemal zaraz po zajęciu stolika umilają niekiedy naprawdę długi czas oczekiwania na danie główne. Tu przeważnie nie mamy wyboru co to rodzaju poczęstunku. Każda restauracja ma swój własny repertuar, dopasowany przeważnie do charakteru restauracji. W Steak Housie mogą to być orzeszki ziemne, w restauracji tajskiej sajgonka, w meksykańskiej nachosy z salsą. Czasami są to wyliczone porcje, a czasem mamy dostęp do nieograniczonej ilości – szczególnie jeśli chodzi o orzeszki. Jak już wspominałam, orzeszki ziemne w łupinkach często towarzyszom Steak House’om, a łupinki rzucane są przez klientów na ziemię tworząc drugą podłogę, co ma zresztą swój urok. Tylko co by na to powiedział polski sanepid!
Rachunek proszę!
Nie tak dawno, chcąc zapłacić za obiad w polskiej restauracji, do kajecika z rachunkiem włożyłam kartę płatniczą. Po 10 minutach skonsternowany kelner wraca i z żalem rzuca „czemu pani nie powiedziała, że płaci pani kartą?”. Biedak musiał zawrócić i zjawić się przy moim stoliku z terminalem. Po zapłaceniu rachunku kolejna konsternacja, tym razem z mojej strony. Brak gotówki na zostawienie napiwku. Zapomniałam po prostu jak to działa w Polsce. Jak to działa więc amerykańskich restauracjach? Po otrzymaniu rachunku, należy zostawić gotówkę lub kartę. W przypadku gotówki, działa to podobnie jak w Polsce – kelner przynosi resztę, a klient zostawia napiwek. Przy płatności kartą, kelner zabiera kartę i po chwili wraca z naszą kartą i dodatkowym rachunkiem, na którym oprócz kwoty za posiłek znajduje się miejsce na wpisanie kwoty napiwku. Należy dopisać kwotę napiwku jaki chcemy uiścić i zostawić rachunek kelnerowi.
Cały proces płatności odbywa się więc bez naszego nadzoru. Kelner ma całkowitą władzę nad naszą kartą, pobiera dane karty by zapłacić nasz rachunek i zachowuje te dane, by poźniej ściagnąć dodatkowo kwotę napiwku, którą podajemy przecież już po odzyskaniu karty. Takie praktyki są czymś normalnym i całkowicie akceptowalym w Stanach i stosuje się je nie tylko w restauracjach. Panuje tutaj całkowite przyzwolenie i zaufanie w kwestii zarządzanie naszymi pieniędzmi przez osoby trzecie. W kazdym razie, taki system znacznie ułatwia kwestie zostawiania napiwków w restauracjach.
Boxy
Powszechną praktyką jest tutaj zabieranie niedokończonego jedzenia ze sobą. Robia tak prawie wszyscy i nie ma w tym nic cebulowego. Nie ma przecież nic gorszego jak marnowanie jedzenia. Kelnerzy przeważnie sami dbają o tę kwestię mi proponują boxy na wynos gdy klient zostawi zbyt dużo na talerzu. W niektórych restauracjach można wziąć ze sobą niedokończony napój w specjalnie przygotowanych kubkach.
Pagery
Mimo tak wielkiego wyboru restauracji, istnieje wiele miejsc, w których w weekend na stolik trzeba swoje odczekać. By nie oczekiwać swojego stolika przyklejonym do szyby lokalu lub dopytywać co 5 min czy jest gotowy, wiele restauracji oferuje pagery, które zaświecą się na czerwono, gdy nadejdzie na nas pora. Pager daje pewną swobodę poruszania się, w zależności od zasięgu jest to kilka do kilkuset metrów. W dużych turystycznych miejscowościach, kiedy na miejsce w restauracji trzeba czekać naprawdę długo, klienci zostawiają swój numer telefonu, na który dzwoni host, gdy stolik jest gotowy. Tak było z nami kiedy odwiedzaliśmy Charleston i na miejsce zmuszeni byliśmy czekać 1,5 godziny. „Stolik na telefon” dawał nam więc możliwość dalszego zwiedzania w oczekiwaniu na kolację.
Wybór dodatków
Restauracje dają dużą swobodę w komponowaniu własnego posiłku. Dla przykładu, w jednej z tajskich restauracji w której bywamy, do prawie każdego dania można wybrać rodzaj mięsa (a ściślej białka), które zostanie dołączone do wybranego dania – kurczak, wołowina, wieprzowina, krewetki, przegrzebki lub kalmary. Z kolei w lokalnym Steakhousie do głównego dania można dobrać jeden lub dwa dodatki – tłuczone lub pieczone ziemniaki, ryż, frytki, grillowane warzywa, coleslaw lub szpinak. Tego typu praktyki stosowanie są w wielu restauracjach i są naprawdę wielkim udogodnieniem.
A Wam, które rozwiązanie podoba się najbardziej?