Amerykanie należą do jednych z najciężej pracujących narodów świata. To, że Polska ma opinię najbardziej pracowitego narodu nikogo nie dziwi. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że amerykanie depczą nam po piętach jesli chodzi o ilość godzin spędzonych w pracy. Nasi rodacy plasują się na piątym miejscu w rankingu najbardziej zapracowanych narodów świata z liczbą ok. 1900 przepracowanych godzin rocznie. Zaraz za Polską znajdują się Stany – przeciętny Amerykanin spędza w pracy trochę ponad 1800 godzin rocznie. Jednym z czynników warunkujących tak wysoki wynik jest amerykańskie prawo pracy (a raczej bezprawie).
Gdy opowiadam moim amerykańskim kolegom jak wygląda system pracy w Polsce, brzmi to dla nich jak spełnienie marzeń. Pomijając kwestię zarobków, niejeden Amerykanin chętnie zamienił by z Polakiem na pracę. Okrzyki niedowierzania wywołują u nich między innymi 26 dni urlopu czy roczny urlop macierzyński. Na co może więc liczyć przeciętny Amerykanin i jakie przysługują mu prawa ?
O obowiązkach i przywilejach amerykańskiego pracownika decyduje federalne bądź stanowe prawo pracy. Wiele Stanów nie posiada swoich wewnętrznych regulacji, dlatego polega na wytycznych prawa fedealnego. W związku z tym, może się ono różnić w poszczególnych Stanach, ale ogólne zasady pozostają te same.
Zarobki
Prawo stanu Północna Karolina ustaliło najniższą pensję w wysokości 7,25$ na godzinę. Jednakże, wiele zakładów płaci pracownikom najniższego szczebla sporo więcej, nawet 12-13$. Wyjątek stanowią zawody, których wypłata opiera się częściowo na napiwkach, np. kelnerzy. W tym wypadku minimalna stawka wynosi 2,13$, natomiast łącznie z napiwkami godzinna stawka wynosić musi wspomniane już 7,25$. Podobnie jak w Polsce, pracowników można podzielić tu na dwie kategorie – hourly i salary. Ci drudzy przy podpisaniu umowy ustalają stawkę nie godzinową, a roczną. Dlatego kiedy pytasz się Amerykanina ile zarabia, nigdy nie poda Ci kwoty swojej miesięcznej wypłaty, tylko roczny dochód.
Urlop wypoczynkowy
Amerykańskie prawo pracy – federalne (i zazwyczaj stanowe) nie definiuje i nie ustala czasu wakacji/urlopu jaki przysługuje pracownikowi. To ile dostaniesz wolnego, albo czy w ogóle je dostaniesz, a także czy Ci za nie zapłacą czy nie, ustalane jest na podstawie porozumienia między pracownikiem a pracodawcą. Teoretycznie więc, dwóm pracownikom na tych samych stanowiskach i o podobnym stażu pracy mogą przysługiwać inne przywileje z tym związane! W myśl zasady masz to, co sobie wywalczysz. Na szczęście jednak duże zakłady standaryzują ten proces i traktują swoich pracowników na równi i gwarantują stałe warunki urlopu. Rozstrzał jest jednak duży – od kilku wolnych płatnych dni do kilku tygodni. U nas nowozatrudniony pracownik może liczyć na 10 dni płatnego urlopu i zyskać kolejne 5 przy osiagnięciu odpowiedniego stażu. Gorzej sytuacja wygląda z pracownikami którzy opłacani są godzinowo. Takim przeważnie też należy się prawo do urlopu, ale już niestety niepłatnego. W związku jednak z tym, że sprawa dni wolnych jest ustalana na zasadzie luźnego porozumienia, równie luźno podchodzi się do odbierania ekstra dni wolnych za nadgodziny, urywania się z pracy na wizyty do lekarza lub po prostu z okazji piątku.