Guess i GAP
Sklepy GAP-a ostatnio w Polsce zamknięto, nie cieszyły się bowiem zbyt dużą popularnością, prawdopodobnie ze względu na ceny. W Stanach sklepy tej marki nie wyróżniają się spośród innych niczym szczególnym; zarówno jakość i cena są raczej przeciętne. W Polsce szczególną popularnością cieszyły się bluzy z kapturem, z wielkim napisem GAP na piersi. W Outlecie taką bluzę można kupić za 20$, ot tak do ponoszenia po domu albo na spacer do parku. Szału i splendoru w nich nie ma na pewno, w Polsce w pewnych kręgach był to swojego czasu ciuch „must have”
Ilekroć w Polsce przechodziłam koło sklepów Guess, pustki w sklepach i sztywne ekspedientki sygnalizowały że nie mam tam czego szukać. Guess kojarzony jest w Polsce w wyższą półką, tutaj nie cieszy się jakimś szczególnym zainteresowaniem. Ceny są raczej przeciętne, ubrania wydają się jednak tandetne i niskiej jakości, a jedyne co tam kupiłam to portfel za 15$. W związku z tym, polski Guess nadal kojarzyć będzie mi się ze snobizmem, ponieważ płacenie kilkaset złotych za spodnie czy koszulę, za które żaden amerykański obywatel za tą cenę by nie kupił, jest dla mnie właśnie tym.
Abercrombie & Fitch
Wisienką na torcie i prawdziwy ewenement. Marka Abercrombie jest raczej mało znana w Polsce, o jej istnieniu dowiedziałam się dopiero po przylocie do Stanów. W Polsce znaleźć można jeden jedyny sklep należący do brandu – Holister, którego kolekcje skierowane są do młodzieży. Sklep znajduje się na Galerii Mokotów w Warszawie. Mimo że mało znana, w niektórych kręgach urosła do rangi kultu, szczególnie upodobali ją sobie celebryci. Marka dosyć kontrowersyjna i przez wielu amerykanów uważania za snobistyczną, że względu na swoją strategię i podejście do klienta. Kilka lat temu o marce było bardzo głośno, kiedy to sklep wycofał z damskiej kolekcji ubrania w rozmiarach L, XL i większych, sygnalizując tym samym, że kolekcje skierowane są do ludzi szczupłych a sklep nie życzy sobie identyfikowania marki z otyłością i ogólnie pojęta brzydotą. Abercrombie miała być marką skierowaną do wyselekcjonowanej grupy klientów. Mimo, że marka stara się ocieplić swój wizerunek, wchodząc do sklepu da się wyczuć chłodną obojętność, a czasem wręcz totalne olanie przez obsługę.
Mi marka nie przypadła specjalnie do gustu, natomiast M. upodobał sobie szczególnie koszule i koszulki polo, które kupuje po średnio 25$ i 20$. Czasem nawet taniej.
Marce póki co, nie zależy na europejskiej ekspansji, o czym świadczą ceny w europejskich sklepach, których swoją drogą, jest tylko kilka. Ceny po przekroczeniu oceanu są dwukrotnie wyższe w Europie niż w amerykańskich sklepach. Za koszulkę polo, która w Stanach kosztuje 29$, na Starym Kontynencie zapłacimy 54 euro. Podobnie jest z innymi produktami. Niemniej jednak fanów ubrań z łosiem w Polsce nie brakuje.
Czasy, kiedy wyprawa do Ameryki kojarzyło się wyprawą do Eldorado, kiedy oprócz dużych oszczędności można było przywieźć do Polski wielkie torby kupionych za bezcen ubrań bezpowrotnie się skończyły. Wystarczy odpalić allegro, by kupić drogie amerykańskie ciuchy za półdarmo (pod osąd należy jednak wziąć niekiedy ich autentyczność). Niemniej jednak, cały czas można trafić w Stanach na naprawdę dobre okazje i póki możemy, korzystamy z tej możliwości kupując ubrania, na które po powrocie do Polski nie będzie nas stać.