Jak zwykle – do zwiedzenia tak wiele i tak niewiele czasu. Cel Nowy Jork. Odległość do pokonania – 1150 mil. Czas – 3 dni. Na tak szaloną wycieczkę można się porwać tylko, jesli w grę wchodzi wyjątkowe miejsce, a Nowy Jork niezaprzeczalnie właśnie taki jest. Każdy o nim słyszał i każdemu kojarzy się z czymś innym. Ikona Stanów Zjednoczonych, symbol kapitalizmu i bogactwa, w latach 20stych i 30stych zapowiedź lepszego świata dla pogrążonej w kryzysie Europy. Tło opowieści dla setek filmów i seriali, Wielkie Jabłko, miasto które nigdy nie śpi. Kto nie chciałby znaleźć się tu chociaż raz, choćby na chwilę…
Luray Caverns
Mimo tak napiętego grafiku postanowiliśmy trasę Elkin – Nowy Jork podzielić na dwie części, żeby nie zamęczyć M. dziesięciogodzinną jazdą. Początkowo myśleliśmy o Waszyngtonie, który wymagałby od nas wydłużenia trasy o jedyne pół godziny. Poświęcając jednak tylko kilka godzin na zwiedzenie tak ciekawego miejsca, popełnilibyśmy zbrodnię na turystyce. Waszyngton widnieje więc cały czas na naszej „bucket list”, a my z braku lepszych opcji wybraliśmy Luray Caverns.
Jest to zespół jaskiń położonych na północ od miasteczka Luray w stanie Wirginia. Jest to z pewnością typ jaskiń których nie zobaczymy w Polsce, o charakterystycznej rudawej barwie, bogatych w stalagmity, stalaktyty, piękne jeziora lustrzane oraz słynne The Great Stalacpipe Organ. Organy, w których dźwięk wydobywany jest (zamiast piszczałek) w sposób naturalny dzięki uderzaniu miękkich gumowych młoteczków w stalaktyty o różnej długości i grubości. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj:
Now Jork
Ostatecznie pierwszą noc spędziliśmy w Reeding, a w dalszą 3-godzinną trasę do NYC wyruszyliśmy następnego dnia rano. Naszym pierwszym przystankiem był hotel Fairfield Inn w Queens, który zresztą bardzo polecamy. Jest to 3-gwiazdkowy hotel należący do grupy Mariott, z którego dzielą nas już tylko dwa przystanki metra od Central Parku. Cena za pokój to około 90-130$ za noc (w zależności od terminu) czyli nawet kilkadziesiąt dolarów taniej niż taki sam hotel zlokalizowany na samym Manhattanie.
By dostać się na Quenns, czekała nas przeprawa samochodem przez Manhattan, czyli prawdziwa jazda bez trzymanki! Ruch uliczny rządzi się tu własnymi prawami, takimi jak: każdy ma pierwszeństwo, przejścia dla pieszych są dla frajerów (w przypadku przechodniów), taksówkarze są panami wszechświata, liczba pasów ruchu jest subiektywna, a ulubioną muzyką jest dźwięk klaksonów. Niestety, przedostanie się do większości dzielnic Nowego Jorku wymaga przeprawy przez ten Armagedon oraz żelaznych nerwów.