Uwaga, (amerykańska) baba za kierownicą!

0
262
5/5 - (1 vote)

Zwyczajne popołudnie, typowe zakupy w Walmarcie. I całkiem typowe zamieszanie na parkingu: policja, szkło na drodze a na samym środku auto. Nie ma za to żadnych ciekawskich gapiów, bo taki widok nikogo już nie dziwi. Znowu jakaś baba przywaliła w słupek. A nie, tym razem w drugą babę. Jak to możliwe, że w czterotysięcznym Elkin niemal codziennie dochodzi do chociażby drobnej stłuczki lub wypadku, a samochodów z urwanymi zderzakami jeździ po mieście dziesiątki?

Co mówią statystyki?

By upewnić się, że to nie tylko Elkinowski precedens (albo charakterystyczny dla małych miast), sięgnęłam po statystyki. Liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych w Stanach wynosi 10,6 osoby na 100 000 mieszkańców rocznie. To dwukrotnie więcej niż w rozwiniętych krajach europejskich takich jak Czechy, Francja i Włochy oraz trzy- i czterokrotnie więcej jak w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Z Polską natomiast Stany mogą przybić piątkę (ale raczej po cichu, bo nie ma się czym chwalić).

Czym poprzeć więc fakt tak dużej wypadkowości? Porównując amerykańskie drogi z polskimi (mamy przecież podobny wskaźnik wypadkowości), te pierwsze wydają się być dużo bezpieczniejsze. Dużo szersze, z obwodnicami w każdym mieście i szerokimi miejscami parkingowymi. Nawet ja, średni (a nawet marny) kierowca, czuję się tu bezpiecznie i pozwalam sobie nawet na parkowanie równoległe, co w Polsce wykonałam po raz ostatni 10 lat temu – na kursie na prawko. Amerykańskie auta również są bezpieczniejsze, bo nowsze: średni wiek samochodu to 11,5 roku, czyli 4 lata młodsze od przeciętnego polskiego. Nadal nic nie przemawia za tak wysoką wypadowością, szukam więc dalej.

Prawo jazdy dla każdego

Otóż, w rankingu liczby samochodów w stosunku liczby mieszkańców Ameryka dzierży srebrny medal, ustępując tylko San Marino(!), z liczbą 0,83 auta na jednego mieszkańca (dane z 2008 roku). W Polsce jest to 0,56 samochodu więc sporo mniej. Oznacza to więc, że w USA samochód ma prawie każdy, komu pozwala na to prawo. Od szesnastolatka, który dopiero co zaczął liceum, po 80-cio letnią babcię. Powierzylibyście w Polsce auto świeżemu absolwentowi gimbazy? Albo miłemu, ale jednak trochę już nieogarniającemu dziadkowi?

Przeczytaj również:  Massachusetts

Podchodziłam w Północnej Karolinie do egzaminu na prawo jazdy. Naprawdę ciężko go nie zdać. Egzaminatorzy też nie przykładają ręki do uwalenia uczniów. Wychodzi się tu z założenia, że prawo jazdy należy Ci się niczym powietrze i o ile nie wykazujesz jakiś szczególnych braków, to je dostajesz. Następnie wsiada taki delikwent do swojego pierwszego auta za 1500 $ kupionego za pierwszą wypłatę w KFC i nieszczęście gotowe. Roztropności odbiera mu fakt, że to jego auto, a nie pożyczone od taty i jak się rozbije, to nie będzie awantury. I to właśnie te jednostki jeżdżą po mieście bez zderzaków i lusterek, bo na wymianę już pieniędzy z KFC nie wystarcza.

Wesołe jest tu życie staruszka. W Polsce wraz ze zdmuchnięciem świeczek na torcie z okazji 70tych urodzin, dostaje się w prezencie bilet miesięczny na autobus: do kursowania między cmentarzem, działką i domem. Na naszej ulicy mieszka natomiast na oko 80letni staruszek, za którym zdarzyło mi się już kilka razy podążać na trasie dom – Walmart, w tempie 20 km na godzinę. Starszy pan, jak przystało na wiek, poruszał się po drodze bardzo roztropnie, trzeźwo oceniając swoje możliwości do poruszania się po drodze. Takiej jednak trzeźwości może w tym wieku zabraknąć gdy przyjdzie mu szybko zareagować na niespodziewaną sytuacje na drodze. I to właśnie oni stanowią najczęściej grupę pogromców słupków parkingowych.

Z drugiej strony, gdyby odebrać co poniektórym ich prawo jazdy, odbieramy im prawo do poruszania się jakiegokolwiek. Miast takich jak Elkin jest w Stanach tysiące: bez chodników, komunikacji miejskiej i osiedlowych sklepów. Brak samochodu równa się niemal brakowi nóg. Przyjeżdżając do Elkin naiwnie myślałam, że może uda mi się poruszać po mieście rowerem, jak to robiłam mieszkając w Polsce. Okazało się jednak, że porywając się na taki pomysł, wykazałabym brak piątej klepki albo skłonności samobójcze. Zwyczajnie, miasto jest przyjazne wyłącznie zmotoryzowanym. Nawet bankomaty są drive-thru….

Wypadki to jednak nie tylko problem młodzieży i ludzi starszych. Tacy przeważnie poruszają się raczej po mieście, rzadziej wybierając się w dalsze trasy.